fot. R. Koszowski, M. Rzepka

O nietypowej pielgrzymce osób chorych do Lourdes, miłości Boga objawiającej się w posłudze drugiego człowieka oraz o miejscu cierpiących w Kościele z ks. Romanem Chromym rozmawia kl. Wojciech Olszewski SCJ.

Proszę Księdza, skąd pomysł na pielgrzymowanie pociągiem?

Będąc alumnem, miałem okazję pełnić posługę wolontaryjną w sanktuarium w Lourdes. Pracowałem wtedy przez miesiąc w kuchni. Dzięki temu mogłem doświadczyć kontaktu z osobami chorymi i ich opiekunami. Po latach wpadłem na pomysł, żeby w archidiecezji katowickiej zorganizować pielgrzymkę osób chorych i ich rodzin do Matki Bożej Lourdskiej. A dlaczego pociągiem? Bo dzięki podróży koleją cierpiący i niepełnosprawni mogą przeżyć swego rodzaju przygodę. Poza tym nie ma lepszego środka lokomocji dla osób chorych jak właśnie pociąg. Jest on wygodny i daje poczucie bezpieczeństwa. Dzięki nagłośnieniu całego składu tworzymy wspólnotę wiary poprzez głoszone konferencje, modlitwę i dzielenie się świadectwami. Centralnym wydarzeniem podróży jest Eucharystia sprawowana w wagonie konferencyjnym.

Czy podróż tego rodzaju środkiem lokomocji nie jest zbyt uciążliwa dla chorych i ich rodzin? Jakie płyną z niej zalety?

Ludziom zdrowym wydaje się, że trwająca kilkadziesiąt godzin jazda pociągiem jest uciążliwa. Tymczasem osoby chore są szczęśliwie, ponieważ mogą na parę dni opuścić cztery ściany swoich mieszkań. Podróżujemy przez różne kraje Europy, z okna można podziwiać świat. Ponadto pociąg pielgrzymów szybko staje się miejscem integracji i doświadczenia wspólnoty. Takich warunków nie daje żaden turystyczny autokar. Z kolei linie lotnicze przeraża liczba osób niepełnosprawnych na wózkach. Ostatnio do Lourdes pielgrzymowało z nami 50 takich osób. Dwie były nawet leżące. Dla nich również pociąg jest idealnym środkiem lokomocji.

Powiedziałbym, że kluczem do „radzenia sobie z cierpieniem” jest zawsze zaufanie Bożej Opatrzności.

Domyślam się, że pielgrzymowanie pociągiem jest swego rodzaju szkołą życia, szkołą nawiązywania i podtrzymywania relacji międzyludzkich?

Tak, jak najbardziej. Pielgrzymi bardzo szybko nawiązują ze sobą nowe znajomości i nawzajem sobie pomagają. Dzięki uprzejmości kolei pociąg konfigurujemy w taki sposób, aby w środku składu znajdował się tzw. wagon konferencyjny, który wyposażony jest w duży stół na 35 osób. Istnieje także możliwość skorzystania z aneksu kuchennego, a salonik konduktorski staje się niczym „centrum dowodzenia”: przekazywania ważnych informacji, prowadzenia modlitw, śpiewów itd. Chociaż na każdej pielgrzymce jest miejsce na niedogodności, to nie usłyszałem z ust chorych słów narzekania lub krytyki. Zauważyłem także, że nawiązane między chorymi relacje sprzyjają nowemu, w pewnym w sensie innemu spojrzeniu na własne cierpienie. To, co konkretnemu choremu wydawało się dotychczas prawdziwym dramatem, trudnym doświadczeniem, przewartościowuje się dzięki odniesieniu do cierpienia spotkanego bliźniego.

Czy uważa Ksiądz, że Bóg w sposób szczególny pochyla się nad chorymi i im towarzyszy?

Atmosfera sanktuarium w Lourdes pomaga w odkrywaniu i przeżywaniu Chrystusowego krzyża w jedności z cierpieniem poszczególnych chorych. Ponadto jest dowodem na istnienie niezwykłej symbiozy Bożej łaski z ludzką dobrocią i miłością. Cierpienie zbliża ludzi do siebie i do Pana Boga. Do tego stopnia, że to właśnie chorzy stają się apostołami, rzecznikami Chrystusa Cierpiącego. Często poprzez swoją postawę przyczyniają się do wzrostu wiary u innych osób, szczególnie u swoich bliskich.

Czy pielgrzymi jadą do Lourdes tylko po uzdrowienie?

Należałoby zastanowić się nad tym, czym jest uzdrowienie. Wyjazd osób w bardzo poważnym stanie, często nieodwracalnym z punktu widzenia medycyny, świadczy o ich niezwykłej wierze i zaufaniu Bożej Opatrzności. Ponadto jest dowodem silnej potrzeby doświadczenia życia wspólnotowego i drugiego człowieka. Choroba w sensie fizycznym powala człowieka, zamyka niejednokrotnie w domu albo w szpitalu. W czasie pielgrzymki u wielu osób następuje niezwykła przemiana. Nazwałbym ją duchową radością.

Cierpienie zbliża ludzi do siebie i do Pana Boga.

Jaka atmosfera panuje pośród pielgrzymów w czasie podróży?

Nie sposób jej opisać w kilku słowach. Bez wątpienia na pielgrzymce panuje duch wielkiej życzliwości, wzajemnej pomocy i radości. Należy podkreślić, że w ten klimat świetnie wpisują się pracownicy obsługi pociągu. Są niezwykle otwarci na osoby chore, bardzo wyrozumiali. Ostatnio jeden z pracowników Warsu wziął mikrofon do ręki i ze wzruszeniem powiedział pielgrzymom: „Nigdy takiej pielgrzymki nie przeżyłem. Kocham was wszystkich!”.

Jak wygląda opieka nad podróżującymi?

Nad zdrowiem pielgrzymów czuwają lekarze i pielęgniarki. Opiekę duszpasterską i duchową zapewniają księża. Pielgrzymi są podzieleni na grupy 40-50-osobowe i każda z nich ma swojego duszpasterza, lekarza prowadzącego, zespół pielęgniarski oraz wolonataryjny. Ponadto w opiekę włączają się najbliżsi i opiekunowie chorych, którzy z nami podróżują. Dzięki takiej organizacji udaje się nam pokonywać trudności i przeszkody, które pojawiają się na trasie.

Przeglądając album z pielgrzymki, zauważyłem, że jej uczestnicy określili siebie „wariatami z miłości”. Jak Ksiądz myśli, skąd taka nazwa?

Niektórym pielgrzymom jeszcze przed wyjazdem towarzyszyły różne wątpliwości. Dotyczyły one finansów, organizacji, osobistych możliwości fizycznych. Stawiali nam organizatorom wiele pytań. Przerażał ich np. wielogodzinny przejazd pociągiem, wejście na piętrowe łóżko w przedziale itp. To oczywiste. Dopiero dotarcie do celu, wyciszenie się w Grocie Massabielskiej, widok innych pątników oraz powzięcie dystansu do tego, co wydawało się albo rzeczywiście było niełatwe, prowadzą do stwierdzenia: „Boże, jesteśmy wariatami z miłości”.

fot. R. Koszowski, M. Rzepka

Jak zatem poradzić sobie z cierpieniem, aby poprawić lub zmienić swój świat na lepsze? A może nawet zostać uzdrowionym?

W przeżywaniu cierpieniu jest miejsce na różne stany, nieoczekiwane zwroty, zarówno w odniesieniu do siebie, najbliższych, jak również i Pana Boga. Nie mam prostych rozwiązań w konfrontacji z chorobą lub inną przeciwnością. Powiedziałbym, że kluczem do „radzenia sobie z cierpieniem” jest zawsze zaufanie Bożej Opatrzności. Ponadto, czym jest zdrowie? Co to znaczy, że ktoś jest chory? Myślimy wtedy o zdrowiu fizycznym, psychicznym czy duchowym? I analogicznie: co to jest uzdrowienie? Duch zawierzenia i zaufania Panu Bogu rzuca światło na te pytania, na które każdy z osobna musi znaleźć odpowiedź. W drodze powrotnej z Lourdes do Katowic widzę osoby umocnione w wierze, uradowane, zadowolone, dzielące się wrażeniami… a więc w jakimś stopniu uzdrowione. Droga uzdrowienia przebiega indywidualnie, dotyka intymności konkretnego człowieka, poszczególnych sfer jego życia.

Kim według Księdza są chorzy w Kościele?

Skoro chorzy na ciele lub na duchu byli oczkiem w głowie Chrystusa, to do tego ideału musi dorastać wspólnota Kościoła i każdy chrześcijanin. Osoby cierpiące bowiem są nietypowymi apostołami wiary. Choroba kojarzy się z wycieńczeniem organizmu, a nawet ze śmiercią. Tymczasem dla wyznawców Chrystusa staje się jednym ze sposobów chrześcijańskiego świadectwa. Na tyle mocnego, że zdolnego do przemiany ludzkich serc.

Bóg zapłać za rozmowę!

Serdecznie dziękuję oraz pozdrawiam wszystkich czytelników „Wstań”!

Zawsze możesz wrócić

Zawsze możesz wrócić

Apostazja nie jest nowym zjawiskiem, ale ostatnio coraz częściej można ją zaobserwować. Ksiądz Paweł Gabara, kapłan archidiecezji łódzkiej, a także wykładowca homiletyki i teologii pastoralnej, przybliży nam to zjawisko z różnych perspektyw w rozmowie z dk. Szymonem Szubarczykiem SCJ.