
fot. rawpixel.com
Mam na imię Karolina, gdy miałam 12 lat, pewnego dnia bardzo rozbolały mnie uszy. Lekarz dał mi antybiotyk, ale kuracja nie pomagała, a ja czułam się coraz gorzej. Któregoś dnia nie miałam już nawet sił dojść do łazienki. Okazało się, że moja choroba to białaczka. (…)
Myślałam: to tylko kilka dni w szpitalu i będzie dobrze, wrócę do domu. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. (…) Leczenie wiązało się z dłuższymi pobytami w szpitalu, z dala od domu, sióstr, koleżanek. Starałam się dzielnie znosić kolejne bloki chemii, pogodziłam się nawet z tym, że wypadną mi wszystkie włosy, chociaż na początku, gdy się o tym dowiedziałam, było to dla mnie nie do zniesienia. Znosiłam jednak cały ból i trud leczenia aż do dnia, w którym straciłam wzrok. Była to komplikacja po jednej z chemioterapii, ale ja nie miałam o tym pojęcia.
Kiedy pomiędzy jednym a drugim pobytem w szpitalu byłam w domu i oglądałam z siostrami jakiś program w TV, przed jednym okiem pojawiła się mgła. Najpierw była niewielka, ale następnego dnia stawała się coraz większa i ciemniejsza. Pojechałyśmy z mamą do szpitala na badania i tam najpierw to jedno – lewe, a potem drugie oko „zapadły” w ciemność. Zabrakło światła, nie widziałam twarzy ukochanej mamy, słyszałam tylko jej głos. On mnie uspokajał, zwłaszcza wtedy, kiedy wyczuwałam panikę lekarzy, którzy nie wiedzieli, co się dzieje z moimi oczami, dlaczego nie widzę. Ta ciemność była okropna i straszna. Wtedy myślałam: to tylko na chwilkę, zaraz będę widzieć. Tak się jednak nie stało, co więcej, lekarz postawił niepozostawiającą złudzeń diagnozę: zanik obu nerwów wzrokowych. Miałam już nigdy nie widzieć! Tak bardzo bałam się tego, że sobie nie poradzę. Jak miałam żyć, skoro niczego nie widziałam! Mama i ja pomyślałyśmy, że pozostaje tylko jedno – pomoc Boga.
Kilka dni później poczułam w szpitalnej sali zapach lilii i fiołków. Wiedziałam, że towarzyszył on o. Pio za jego życia.
Wcześniej, podczas długich pobytów w szpitalu, mama czytała mi książkę o życiu o. Pio. Był tam też opis cudu – o. Pio uzdrowił dziewczynkę bez źrenic, która ku zdumieniu lekarzy odzyskała wzrok, mimo że nadal nie miała źrenic. Miałam przy sobie obrazek – wtedy jeszcze błogosławionego o. Pio – w modlitwie prosiłam go, aby uzdrowił mi oczy, tak jak tej dziewczynce. Kilka dni później poczułam w szpitalnej sali zapach lilii i fiołków. Wiedziałam, że towarzyszył on o. Pio za jego życia. Wierzyłam, że Bóg zesłał mi orędownika, który wyprosił mi łaskę uzdrowienia. Następnego dnia widziałam cień swojej dłoni, potem zarysy postaci, a w kolejnych dniach salę szpitalną, panią doktor, mamę. To był cud! Lekarze nie wierzyli, ustawiali się przede mną w kolejce i pytali, czy na pewno ich widzę. A ja, mama i prowadząca mnie w czasie choroby pani doktor Monika, która jako jedyny lekarz uwierzyła, wiedziałyśmy, komu to zawdzięczamy. Ojciec Pio wiele razy towarzyszył mi w mojej drodze cierpienia i choroby, obrazek z jego relikwią trzymałam w rękach przy każdym zabiegu. Wierzę też, że to on pomógł mi pokonać mój strach i ból. (…) Po latach zmagań wygrałam z chorobą, odzyskałam wzrok w 80 proc. i cieszę się z każdego dnia. I mam nadzieję, że już niedługo zobaczę San Giovanni Rotondo i tam podziękuję o. Pio za jego pomoc.
Copyright © by Miesięcznik List 07-08/2008
W szponach nałogu
Mam na imię Wiesław i jestem narkomanem. Cały czas mówię, że nim jestem, bo narkomanem zostaje się do końca życia. Od 20 lat jestem czysty. Byłem uzależniony przede wszystkim od heroiny, ale każdy narkotyk wydawał się dla mnie dobry, o ile tylko dawał kopa.
Szukając domu…
Nad powołaniem do życia zakonnego zastanawiałam się od czasu szkoły podstawowej. Przyglądałam się wtedy uważnie o dziewięć lat starszej kuzynce. Odwiedzałam ją wraz z jej mamą w różnych placówkach.
Żona Lota – ta zapatrzona w przeszłość
Z historią Lota i jego żony spotykamy się na kartach 19. rozdziału Księgi Rodzaju. Bóg chce ukarać grzeszne miasto Sodomę, a równocześnie pragnie ocalić sprawiedliwego Lota, bratanka Abrahama, i jego najbliższą rodzinę.