W szponach nałogu

fot. unsplash.com

Mam na imię Wiesław i jestem narkomanem. Cały czas mówię, że nim jestem, bo narkomanem zostaje się do końca życia. Od 20 lat jestem czysty. Byłem uzależniony przede wszystkim od heroiny, ale każdy narkotyk wydawał się dla mnie dobry, o ile tylko dawał kopa.

Pochodzę z katolickiej rodziny, ale w wieku 15 lat zerwałem relację z Bogiem. Wtedy przechodziłem przez swoisty okres buntu. Pustkę po Panu Bogu wypełniłem alkoholem oraz narkotykami i tak toczyło się moje życie. Wszystkie zasady moralne i wartości, jakich zostałem nauczony, przestały dla mnie istnieć. Cztery czy pięć razy leczyłem się w ośrodkach Monaru – niestety, po kilku miesiącach wracałem do nałogu.

Nałóg jest chorobą duszy, a nie ciała. Jeśli chce się go pokonać, trzeba stoczyć bitwę ze swoim najgorszym wrogiem, czyli z samym sobą. Z pomocą przyszedł mi proboszcz z mojej parafii, wysyłając mnie do wspólnoty Cenacolo, która zajmuje się leczeniem narkomanii. Wtedy w Polsce nie było takiej placówki, więc musiałem udać się do Medjugorie. Po sześciu dniach pobytu stwierdziłem, że rygor jest zbyt wielki, i opuściłem wspólnotę. Musiałem również zwolnić miejsce zamieszkania i bez dachu nad głową błąkałem się bez celu. Gdy skończyła mi się heroina, przeżywałem katusze związane z głodem narkotykowym, a będąc u kresu wytrzymałości, chciałem nawet zakończyć swoje życie. Kiedy podjąłem decyzję, aby to zrobić, na swojej drodze spotkałem człowieka, który obiecał, że zabierze mnie do Polski, tylko że za kilka dni.

Zwróciłem się o pomoc do pewnego franciszkanina. Ustaliliśmy, że odpracuję mój pobyt u nich. Tak oto znalazłem się we wspólnocie Miłosiernego Ojca. Jedną z jej zasad jest blok modlitewny: różaniec, Msza Święta i modlitwy o uzdrowienie duszy i ciała. W sobotę mojego pierwszego dnia wszyscy po pracy udali się na modlitwę, natomiast ja nie miałem wcale zamiaru iść, gdyż byłem u kresu wytrzymałości. Mimo wszystko nie chciałem łamać zasad, więc tam poszedłem. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu opanowała mnie całkowita rozpacz, doświadczyłem poczucia ciemności i osamotnienia, a wielki lęk przeszył moje serce. W tej agonii zwróciłem się do Boga i powiedziałem Mu, że jeśli istnieje, to niech albo mnie zabierze, albo mi pomoże. I nagle stał się prawdziwy cud. W jednej sekundzie wszystko się zmieniło, Bóg zabrał wszystko: rozpacz, strach, ból, i przywrócił mi spokój, jakiego nie doświadczyłem od 20 lat. Obecnie mieszkam w Medjugorie, gdzie zostałem wolontariuszem. Każdego dnia staram się wypełniać to, czego oczekuje ode mnie Bóg, i pracować na chwałę Bożą.

Uczenie prawdziwego humanizmu

Uczenie prawdziwego humanizmu

W opisie biblijnym, gdy chodzi o ocalenie życia na ziemi przed niegodziwością i potopem, Bóg powierza to zadanie wierności najstarszemu ze wszystkich, sprawiedliwemu Noemu. Czy starość ocali świat? W jakim sensie? I jak starość ocali świat?

Słowo w temacie

Słowo w temacie

Historia biblijna, jak historia każdego innego narodu, jest bardzo złożona. Oznacza to, że dojście do prawdy jest nieraz bardzo trudne. Jeszcze więcej trudności napotykamy w kontekście Biblii, która zawiera także księgi historyczne.