fot. dolindo.info

Niejednokrotnie, gdy dotyka nas cierpienie, postrzegamy je bardzo negatywnie i staramy się jak najszybciej mu zaradzić. Dosyć rzadko zdobywamy się na zaufanie w Bożą wszechmoc, zapominając, że często jest to droga, na której możemy i powinniśmy osiągnąć świętość. Trudno jest również nie zrażać się napotkanymi przeciwnościami, a wynikające z tego niewygody ofiarować samemu Bogu.

Drogę wzorowego zawierzenia w czasie niespotykanego wręcz cierpienia wskazał swoim życiem włoski ksiądz, sługa Boży Dolindo Ruotolo, który znany jest w Polsce przede wszystkim z modlitwy: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że spotykające go przeciwności przyczyniały się do jego przylgnięcia do Chrystusa, z którym nieustannie łączył swoje cierpienia.

Trudne dzieciństwo

Ksiądz Dolindo Ruotolo urodził się w 1882 roku w Neapolu jako piąte z 11 dzieci. Co ciekawe, jego imię w dialekcie neapolitańskim oznacza ból, co odpowiada historii całego jego życia. Został wychowany w ubogiej rodzinie, z którą niejednokrotnie cierpiał głód. Działo się tak za sprawą surowego ojca, którego skrajne skąpstwo doprowadziło do takiej sytuacji. Rodzina nie tylko głodowała, ale chodziła w podartych ubraniach, a w zimie również marzła. Ojciec był tyranem dla najbliższych do tego stopnia, że często bił dzieci za drobnostki. Nie trudno sobie wyobrazić, że dzieci bały się go jak ognia. W dorosłym już życiu ks. Dolindo wspominał, że długo myślał, iż Bóg jest tak surowy jak jego tata. Natomiast jego matka dzielnie znosiła przemoc ze strony swojego męża do czasu, aż ten sprowadził sobie gosposię do domu, z którą miał romans. Wtedy postanowiła odejść od niego razem z dziećmi i zamieszkać u brata.

Nie dziwi więc fakt, że ks. Dolindo przylgnął do spokojnej i pobożnej matki. Opowiedziała mu raz, że w czasie, gdy nie umiał się jeszcze modlić, mając dwa lub trzy latka, zawsze oczekiwał na progu domu swojej mamy wracającej ze Mszy Świętej. Wspinał się wówczas na palcach, żeby ucałować ją w usta i poczuć smak Pana Jezusa, przyjętego przez nią w Komunii Świętej. Gdy był już nieco starszym dzieckiem, wstawał zaraz po niej, budzącej się o 4.00 do porannej modlitwy. Podczas jednego z takich poranków krzyknął, że zostanie księdzem.

Moc zawierzenia

Po wyprowadzce od ojca ks. Dolindo wraz z bratem zostali wysłani do szkoły z internatem prowadzonej przez Zgromadzenie Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. Nauka początkowo przysparzała mu wiele trudności, ale on powierzył je Matce Bożej: „Pomóż mi, jeśli mam być księdzem”. Zauważył po pewnym czasie, że zaczął dużo łatwiej przyswajać teologię. W 1905 roku przyjął święcenia kapłańskie w tymże zgromadzeniu zakonnym.

Wydaje się, że wraz z upływem czasu na ks. Dolindo spadały coraz większe krzyże. Już po dwóch latach kapłaństwa został niesłusznie oskarżony o głoszenie błędów teologicznych i herezji. Jego sprawę rozpatrywało watykańskie Święte Oficjum, które zawiesiło go w sprawowaniu funkcji kapłańskich na niespełna trzy lata, a jego zgromadzenie wydaliło go ze swoich struktur. Jego sprawa była również szeroko komentowana i krytykowana w mediach, a on został dodatkowo skierowany na badania psychiatryczne.

fot. dolindo.info

Niezwykłe łaski

Pan Bóg jednak w najtrudniejszych chwilach obdarzał go hojnie wieloma niezwykłymi łaskami, jak choćby przewidywania przyszłości, czytania w duszach czy bilokacji. W późniejszym czasie przychodzili do niego do spowiedzi ludzie, którzy latami nie mieli styczności z Kościołem, a on spowiadał ich całymi dniami.

Mimo tych sukcesów duszpasterskich zaczęły pojawiać się nowe problemy. Zarzucano mu m.in. zbyt nowoczesne metody głoszenia słowa Bożego. Starał się bowiem wykładać Ewangelię w sposób jak najbardziej prosty i obrazowy. W 1921 roku znowu został zawieszony przez Święte Oficjum, choć tym razem aż na 16 lat.

Pomimo tego wieloletniego odtrącenia i krytyki ze strony Kościoła on w każdym momencie swojego życia był mu oddany i posłuszny. Cechą charakterystyczną dla niego był zupełny brak obrony, co nie przeszkadzało, aby został oczyszczony z wszelkich zarzutów w 1937 roku. Dziesięć lat przed śmiercią doznał wylewu, który spowodował trwały paraliż lewej strony ciała. Ksiądz Dolindo był daleki od jakiegokolwiek załamania bądź żalu. Co ciekawe, świadkowie jego życia wspominali, że wylewała się z niego dobroć i wręcz niemożliwa do opisania słodycz. Nawet przez okres największych trudności obdarzał innych pokojem ducha i radością.

Ten pokorny mistyk i stygmatyk był bardzo płodny duchowo. Pozostawił po sobie m.in. 33 tomy komentarzy do Pisma Świętego po 1500 stron, rozważania o Matce Najświętszej czy też wiele listów do swoich duchowych córek. Szczególne jednak dzieło, jakie zostawił po sobie, to wspomniany na początku akt zawierzenia się Jezusowi, podyktowany mu przez samego Zbawiciela podczas jednego z uniesień mistycznych. Ksiądz Dolindo Ruotolo zmarł w opinii świętości w 1970 roku, a jego proces beatyfikacyjny został wszczęty w 1997 roku.

„Pesymizm głęboko rani duszę i sprawia, że traci ona wiarę. Nasze nieszczęścia są jak kurz przyciągający śmieci. Jeśli marnujesz czas, myśląc o nich, to nigdy niczego nie zrobisz. Miej wiarę i ofiaruj swoje cierpienia Jezusowi, by z nich mógł ci uczynić pokarm”.
ks. Dolindo Ruotolo

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do słońca i oczywistym jest dla nas to, że ono istnieje. Lubimy korzystać z kąpieli słonecznych, zachwycamy się piękną opalenizną ludzkiego ciała. W mediach możemy usłyszeć zarówno o korzystnym działaniu promieni słonecznych, jak i o ich szkodliwości dla zdrowia, a co za tym idzie – życia ludzkiego.