fot. unsplash.com

„Rzekł Pan: «Tobie żal krzewu, którego nie uprawiałeś i nie wyhodowałeś, który w nocy wyrósł i w nocy zginął. A czyż Ja nie powinienem okazać litości Niniwie, wielkiemu miastu, gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt?»”.
Jon 4,10-11

Wśród wszystkich proroków, których dzieje opisane są na kartach Pisma Świętego, osoba proroka Jonasza zdecydowanie wyróżnia się. Niezwykłe wydarzenia, takie jak spędzenie trzech nocy we wnętrznościach wielkiej ryby, rozsławiły Jonasza. Jednak dla wierzącego człowieka o wiele większe znaczenie powinna mieć opisana w księdze specyficzna relacja proroka z Panem, która przechodzi pewną próbę. Nie jest ona typowa, bo przecież niezbyt często mamy okazję do obserwowania otwartego konfliktu pomiędzy powołanym człowiekiem a powołującym Bogiem. Nieposłuszeństwo woli Najwyższego – to skandaliczne wydarzenie, szczególnie w oczach Izraelitów! Spójrzmy jednak na to nieco z dystansu, próbując zrozumieć Jonasza, aby zobaczyć, czy czasem sami nie jesteśmy podobni do buntującego się proroka.

Dlaczego Jonasz sprzeciwia się tak przejrzyście wyrażonej woli Boga? Otrzymując zlecenie udania się do Niniwy, na Wschód, ucieka i kieruje swoje kroki w przeciwną stronę – do Tarszisz, które było uważane za najdalej położone na Zachód miasto, daleko od ziemi wybranej przez Boga, daleko od samego Boga. Jonasz nie waha się nawet wsiąść na okręt i przemierzać morskie obszary, gdzie w głębinach kryją się moce wrogie człowiekowi i panuje potworny Lewiatan, siejący postrach wśród Izraelitów. Prorok musiał mieć ważny powód. Mogło nim być miasto, do którego zaprosił Jonasza Bóg. Niniwa – jedna ze stolic imperium Asyrii, państwa, które swoją potęgą stale zagrażało skromnemu Izraelowi. Jeszcze z innej strony – mieszkańcy Niniwy byli także poganami, a więc grzesznikami, z którymi kontakt był raczej hańbiący, niż wzbudzający podziw. Zatem Jonasz miał iść do wroga i upominać go, nie dziwne więc, że ten pomysł nie wzbudzał w nim entuzjazmu.

Jednak lęk przed wrogiem lub troska o własną wiarę to za mało. Prawdziwy powód ujawnia się bliżej końca księgi. W momencie gdy Niniwa pod wpływem słów Jonasza nawraca się, prorok kieruje do Boga dziwne i nawet straszne słowa: „Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, że Ty jesteś Bogiem łagodnym i miłosiernym, nieskorym do gniewu i bogatym w łaskę, litującym się nad niedolą” (4,2b). Jonasz wie, jaki jest Bóg, dlatego wzbrania się przed nawoływaniem do nawrócenia, które może doprowadzić do tego, że Bóg ocali Niniwę. Życzy swoim wrogom zagłady, dlatego nie może zrozumieć Pana, który potrafi ulitować się nad ludźmi uciskającymi naród wybrany przez Boga. A jednak Stwórca jest rzeczywiście taki, jak myśli o Nim Jonasz. I Bóg się lituje.

Czy zatem rzeczywiście nie jesteśmy czasem podobni do Jonasza w swoich pragnieniach słusznej kary dla tych, którzy nas znieważają czy otwarcie grzeszą przeciw Bogu? On natomiast wzywa nas do czegoś innego, do miłości na wzór Jego miłości, która pragnie ocalenia i rozlewa się na wszystkich, bez wyjątku.

Trzeba przywrócić godność starości

Trzeba przywrócić godność starości

Dzisiaj rozpoczynamy cykl katechez, które szukają w słowie Bożym inspiracji odnośnie znaczenia i wartości wieku starczego. Od kilku dziesięcioleci ten okres życia dotyczy prawdziwego „nowego ludu” – osób starszych. Nigdy wcześniej w dziejach ludzkości nie było nas tak wielu.

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do słońca i oczywistym jest dla nas to, że ono istnieje. Lubimy korzystać z kąpieli słonecznych, zachwycamy się piękną opalenizną ludzkiego ciała. W mediach możemy usłyszeć zarówno o korzystnym działaniu promieni słonecznych, jak i o ich szkodliwości dla zdrowia, a co za tym idzie – życia ludzkiego.