Zrozumieliśmy, co to jest wspólnota ludzi i modlitwy

fot. depositphotos.com

Jesteśmy małżeństwem od 26 lat, mamy czwórkę dzieci. W maju 2013 roku nagle w wieku 37 lat zmarła siostra mojego męża na skutek pęknięcia tętniaka mózgu. Wydarzenie to było bolesne i wstrząsające, po którym wraz z mężem postanowiliśmy się zbadać. Okazało się, że mam tętniaka na tętnicy szyjnej, którego po konsultacji z lekarzem specjalistą zdecydowaliśmy się usunąć. 

Nie podjęcie leczenia groziło kalectwem lub śmiercią. Był grudzień 2013 roku, baliśmy się, ale zawierzyliśmy siebie Panu Jezusowi i Matce Bożej. Bóg wie, co jest dla nas najlepsze, dlatego prosiłam o wypełnienie się Jego woli. Nadszedł dzień operacji i myśleliśmy, że po 2-3 godzinach będzie po wszystkim. Niestety, podczas zabiegu tętniak pękł i krew wraz z kontrastem zalała mózg. Mąż został poinformowany, że zabieg się nie udał, a mój stan jest bardzo poważny.

Okazało się, że mam tętniaka na tętnicy szyjnej, którego po konsultacji z lekarzem specjalistą zdecydowaliśmy się usunąć.

Stanąłem przy łóżku żony. Nie mogłem nic zrobić. Przed oczami widziałem moją zmarłą niedawno siostrę. Kiedy wyszedłem na korytarz, zastanawiałem się, czemu to się stało? Poszedłem do kościoła, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament i modliłem się, prosząc dobrego Boga, jeżeli taka jest Jego wola, by dał żonie łaskę powrotu do zdrowia. Bardzo ją kocham i wiele dla mnie znaczy. Przez 9 kolejnych dni żona była w śpiączce farmakologicznej z ciągle utrzymującym się obrzękiem mózgu. Lekarze powtarzali, że musimy czekać. Od pierwszego dnia, kiedy żona była w śpiączce, zaczęliśmy z dziećmi odmawiać różne nowenny w jej intencji. Modląc się, prosiłem: „Panie Jezu, przecież Ty, kiedy uzdrawiałeś, to zawsze tych całkowicie chorych. Przywracałeś ślepym wzrok, sparaliżowani odzyskiwali władzę we wszystkich kończynach, trędowaci byli oczyszczani na całym ciele. Proszę Cię i moją żonę, jeżeli chcesz, uzdrów całą. Jeżeli się tak stanie, będę miał pewność, że to Ty ją uzdrowiłeś, a ja obiecuję o tym mówić i dzielić się tą radością z innymi ludźmi”. Z różnych stron docierały do nas informacje o Mszach Świętych i modlitwach. Doświadczyliśmy niesamowitej dobroci, miłości i troski ze strony rodziny, mieszkańców parafii, kapłanów i wspólnoty Domowego Kościoła z naszego oraz innych rejonów. Zrozumieliśmy, co to jest wspólnota ludzi i modlitwy. Ogrom modlitw ofiarowanych przez nich wszystkich był dla nas w tym czasie bezcenny, wspaniały, co trudno wyrazić słowami wdzięczności, dawał nadzieję na powrót żony do zdrowia i siły do codziennych zmagań.

Żona po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu, bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu cudownie wyzdrowiała. Jezus wysłuchał naszych modlitw, za co jesteśmy Mu z całego serca wdzięczni. Chcemy żyć dla Niego i z Nim, by dobrze wykorzystać ten ziemski otrzymany raz jeszcze czas. To wydarzenie zbliżyło nas do Pana Boga, ukazało nam Jego miłość i dobroć, zbliżyło nas do siebie, ponieważ jeszcze bardziej wiemy, ile dla siebie znaczymy.

Chwała Panu.

 

fot. depositphotos.com

Szukając domu…

Szukając domu…

Nad powołaniem do życia zakonnego zastanawiałam się od czasu szkoły podstawowej. Przyglądałam się wtedy uważnie o dziewięć lat starszej kuzynce. Odwiedzałam ją wraz z jej mamą w różnych placówkach.