Rodząca smutek zazdrość

fot. depositphotos.com

Nasz biblijny bohater Józef był dzieckiem szczególnie umiłowanym przez swego ojca, gdyż urodził mu się w podeszłych latach. Wyrazem tej miłości było również to, że ojciec sprawił mu długą szatę z rękawami. Z tego powodu został znienawidzony przez swych braci. Jednak punktem szczytowym ich złości stał się opowiedziany przez Józefa sen. Śniło mu się, że wiązał z braćmi snopy, po czym jego snop podniósł się i stanął, a snopy jego braci otoczyły go kołem i oddały mu pokłon. Jego bracia od razu zinterpretowali ten sen jako znak panowania Józefa nad nimi i rządzenia nimi jako władca. W ten sposób nienawiść braci jeszcze mocniej się spotęgowała, aż w końcu postanowili go zabić. Tak oto zazdrość rodząca w człowieku smutek z powodu cudzego szczęścia może z czasem doprowadzić nawet do pragnienia zabicia brata.

Tak strasznym grzechem jest zazdrość

Ofiarą zazdrości stał się największy dobroczyńca na świecie – sam Jezus, przeciw któremu zaciekle występowali żydzi. Chcieli Go strącić z góry i ukamienować, gdyż Jego cuda porywały niezliczone tłumy. Wobec takiego stanu rzeczy czuli się wzgardzeni i odosobnieni. Stąd w swojej wściekłości wołali, aby się Go jak najszybciej pozbyć. Tak strasznym grzechem jest zazdrość. To złośliwa radość z powodu tego, że bliźni doznaje nieszczęścia. Ale czy człowiek zazdrosny czerpie z niej choć odrobinę korzyści? Szczęście drugiego w niczym nikomu nie przeszkadza. Święty Jan Maria Vianney pisał: „Każdy inny grzech sprawia przynajmniej chwilową przyjemność i zadowolenie. Zupełnie przeciwnie dzieje się z zazdrością”. Człowiek zazdrosny nie ma z tej słabości żadnej satysfakcji. W rzeczywistości zazdrość jest jak picie trucizny z intencją, że zaszkodzi ona drugiemu. Dlatego brat naszego biblijnego bohatera imieniem Juda rzekł do swych braci: „Cóż nam przyjdzie z tego, gdy zabijemy naszego brata i nie ujawnimy naszej zbrodni? Chodźcie, sprzedamy go Izmaelitom!” (Rdz 37,26-27). Sprzedali go więc za 20 sztuk srebra.

Człowiek zazdrosny nie ma z tej słabości żadnej satysfakcji. W rzeczywistości zazdrość jest jak picie trucizny z intencją, że zaszkodzi ona drugiemu.

Jeśli się nie opamięta, brnie coraz dalej

Zazdrość może prowadzić do popełnienia wielkiego zła. Jezus powiedział do św. Faustyny: „Serce dotychczas zazdrosne poczyna być nienawistne”. Tak stało się również w przypadku Kaina – pierwszego mordercy. Zabił brata, ponieważ ten był niewinny i miły Bogu. Jego uczynki były dla niego nieustannym wyrzutem sumienia niepokojącym jego serce. Zatem Kain zamordował brata, myśląc, że w ten sposób rozwiąże swój problem. Spokoju jednak nie znalazł. Zazdrość podobnie opanowała Ezawa, który postanowił odebrać życie swemu bratu Jakubowi za to, że ten otrzymał błogosławieństwo ojcowskie. Również Saul do końca swego życia ścigał Dawida za to, że ten był w oczach ludu większym od niego wojownikiem. Rzeczywiście, serce napełnione zazdrością, jeśli się nie opamięta, brnie coraz dalej.

Zazdrość można porównać do trądu

Wada ta jest bardzo często zakorzeniona w naszych sercach. Jakże często milczymy, gdy wobec nas mówi się dobrze o bliźnich. Dla niektórych ta sytuacja staje się nawet powodem smutku. Gdy wypada kogoś pochwalić lub zmusza nas do tego sytuacja, robimy to bardzo chłodno i bez entuzjazmu. Dzieje się tak, gdyż u ludzi zazdrosnych nie ma miłości. Stąd zazdrość można porównać do trądu. W Księdze Liczb czytamy, że gdy siostra Mojżesza szemrała przeciwko niemu, Bóg okrył ją właśnie trądem. Choroba ta nie jest przypadkowa. Ma ona z zazdrością wiele wspólnego. Święty Jan Maria Vianney pisał: „Jak trąd niszczy całe ciało człowieka, tak zazdrość psuje wszystkie władze duszy. Trąd polega na zepsuciu krwi i częstokroć sprowadza śmierć. Podobnie wrzodem duchowym, który przenika człowieka aż do szpiku kości, jest zazdrość. Trudno też wyleczyć człowieka z tej choroby”. Życie pokazuje, że rzeczywiście trudno jest wyzwolić się z tego grzechu, gdy zakorzeni się w sercu. Może on trwać przez lata lub nawet całe życie, owocem czego jest unikanie bliźnich i trwanie w niezgodzie.

By wykorzenić ją z serca

Należy zatem modlić się, aby Pan nas przemieniał i wykorzeniał zazdrość z naszego serca. Aby jednak tak czynić, najpierw trzeba rozpoznać ją w sercu. Dlatego prośmy również Ducha Świętego o światło poznania siebie. Gdy ją odkryjemy i zaczniemy z nią walczyć, wówczas będziemy – do czego zachęcał nas św. Paweł – weselić się z tymi, którzy się weselą, i płakać z tymi, którzy płaczą (por. Rz 12,15). Idąc w swoim postępowaniu za radą św. Pawła, stalibyśmy się o wiele szczęśliwsi i dziękowalibyśmy Bogu, że błogosławi bliźniemu. Każdy chrześcijanin powinien cieszyć się szczęściem drugiego człowieka. Przykładem tego jest św. Faustyna, która napisała: „Dziwię się niezmiernie, jak można mieć tak wielką zazdrość. Ja widząc czyje dobro, cieszę się tym, jakobym sama to posiadała, radość innych jest moją radością, a cierpienie innych jest cierpieniem moim, bo inaczej nie śmiałabym obcować z Panem Jezusem” (Dz. 633).