Przyjaźń czy kochanie?

fot. depositphotos.com

Bywają pytania, które niszczą, płoszą pewność często niczym niepopartymi wątpliwościami, wprowadzają zamęt i jak gdyby nigdy nic dzielą ludzi na nas i na innych. Są jednak i takie, które – postawione w stosownej chwili – stawiają człowieka w Prawdzie, pozwalając rozpoznać w niej wszystkie swoje mroki i blaski. Tylko przyjaźń potrafi tak pytać, by nie niszczyć. W niej bowiem człowiek nie wątpi już w to, że jest kochany, i bez rozproszeń może pytać: „Co czynić, by kochać bardziej?”. Nie ma bowiem wyraźnej granicy między miłością i przyjaźnią. Każda bowiem przyjaźń żyje miłością, zaś każda miłość wzrasta w przyjaźni.

Cisza przed spotkaniem

Ten artykuł jest dla mnie niezwykle ważny, bo kobieta, która podzieliła się ze mną słodyczą swojego doświadczenia przyjaźni, nie jest już z nami na tym świecie. Wierzę, że teraz z właściwym tylko jej uśmiechem uprasza w niebie łaskę, by jej historia nie pozostała bezowocna. Wiele razy bowiem powtarzała: „Chciałabym, żeby każdy człowiek na świecie tak dał się zaskoczyć przyjaźnią, jak mnie ona kiedyś zaskoczyła”. W rzeczy samej, historia pani Katarzyny nie należy do najoczywistszych – rozpoczęła się bowiem w chorobie, która wydawało się, że doprowadzi do śmierci, a jednak przywiodła ją ku pięknej relacji otwierającej serce. „Po niespodziewanym omdleniu trafiłam do szpitala, w którym dzieliłam salę z bardzo zamyśloną i zamkniętą w sobie panią. Miała na imię Maria. Przez wiele dni nie rozmawiałyśmy. Obserwowałam ją jednak i czułam ból serca za każdym razem, gdy przyjmowałam odwiedziny kolejnych bliskich mi osób, wiedząc tym samym, że w czasie naszego wspólnego mieszkania jej nikt nie przyszedł na spotkanie”. Przyjaźń rozpoczyna się bowiem często tam, gdzie serce do głębi otwiera się na to, czym żyje drugi. Zaczyna się od wyostrzonego spojrzenia, od wzroku, który widzi i wie wszystko lub wiele – często bez słów. „Pewnego dnia ze snu zbudził mnie wczesnym porankiem cichy głos mojej sąsiadki, która pytała mnie: «Czy mogłaby się pani ze mną pomodlić?»”. To, jak bardzo zbliża nas do siebie Bóg poprzez modlitwę, pani Kasia potwierdziła słowami: „Nie wiem dlaczego, ale w czasie naszej wspólnej modlitwy czułam się głęboko z nią zjednoczona, choć nawet nie miałam pewności, jaką intencję zanosiła ona wtedy do Boga”.

Przyjaźń czyni bowiem człowieka spokojnym, bo nie skupionym na sobie, lecz na miłości, którą może on ofiarować światu.

Miara przyjaźni

„Od tamtego dnia – pamiętam dokładnie – stan zdrowia Marii znacznie się pogorszył. Zaś nasza relacja rozkwitła. Po kilku dniach wydawało nam się, że znamy się na wylot, a każdy dzień rozpoczynałyśmy i kończyłyśmy wspólną modlitwą”. Tak lekko przychodzi nam mówić, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, nie zastanawiając się nad tym, jak bogatym jarzmem doświadczenia wierności obarczone jest to powiedzenie. Dla wielu bowiem bieda to argument przeciwko drugiemu, którego może zabrakło w chwili, gdy wyciągaliśmy niezdarnie ręce po pomoc. Ma ono jednak też drugie oblicze – twarz człowieka, który wychodzi z miłością naprzeciw naszym bolączkom, zanim jeszcze zdążymy poprosić go o chwilę uwagi, o troskę, o obecność – i jest obliczem prawdziwego przyjaciela. „Niestety nie cieszyłyśmy się tą przyjaźnią zbyt długo. Po niespełna trzech tygodniach od tej ważnej dla naszej relacji modlitwy, Maria odeszła do domu Ojca, w którego jej wiara nas połączyła. Kilka dni później ja wróciłam do swojej rodziny, do domu”. Parafrazując więc słowa Księgi Mądrości, przyjaźń „jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy” (4,8), bo jej miarą jest miłość nieskalana.

Niepewność

Pamiętam, że kiedy odwiedziłem panią Katarzynę w jej domu jakiś czas temu, rozbrzmiewała u niej właśnie melodia piosenki Niepewność w wykonaniu Marka Grechuty, której tekst stanowi fragment wiersza Adama Mickiewicza o tym samym tytule. Zdradziła mi wtedy bardzo delikatnie: „Bardzo cenię sobie muzykę tego artysty, ale nie mogę mu wybaczyć, że przy tworzeniu piosenki pominął tę zwrotkę – jest naprawdę piękna”, po czym z pamięci wyrecytowała mi tę strofę. 

fot. depositphotos.com

Przyjaźń czyni bowiem człowieka spokojnym, bo nie skupionym na sobie, lecz na miłości, którą może on ofiarować światu. Daje życie, którego wydawać się może, że brakuje nam w osamotnieniu. Czyni zmartwychwstałym, bo ten, który powiedział do nas: „Już was nie nazywam sługami, (…) ale (…) przyjaciółmi” (J 15,15), zwyciężył śmierć przez przyjaźń pełną miłości. „Kto ma bowiem przyjaciela, snem spokojnym zakończy swoje życie, dlatego wierzę, że takim snem pożegnała się ze światem Maria. Nie znam bowiem osoby, która bardziej niż ona wiedziała, że Bóg jest jej Przyjacielem. Dzięki niej i ja spokojniej patrzę na chwilę rozstania”. Z przyjaźni rodzi się bowiem wiara tak niezmącona i wierna jak pewność. Ona czyni człowieka wolnym w pytaniu o to, jak żyć, by nie zmarnować żadnej chwili obojętnością.

Pierworodny sługą Chrystusa

Pierworodny sługą Chrystusa

Pani Regina jest mamą dwóch synów. W życiu małżeńskim – jak mówi – pewne trudności nie zostały rozwiązane w sposób pomyślny. Na początku wszystko wydawało się idealne, lecz później stało się tak, że mąż potrzebował innej osoby i postanowił wyprowadzić się z domu.