Pogodzić się ze stratą

fot. depositphotos.com

Słysząc słowo „żałoba”, myślimy najczęściej o czasie następującym po śmierci bliskiej nam osoby. Opłakujemy jej odejście, uczymy się żyć na nowo bez niej. Towarzyszą nam wtedy różne uczucia: smutek, niedowierzanie w prawdziwość tej sytuacji, gniew. Przełomowe publikacje dotyczące żałoby zawdzięczamy amerykańskiej psycholog Elisabeth Kübler-Ross, która opisała pięć faz radzenia sobie z czyjąś śmiercią.

Szybko okazało się, że dokładnie te same odczucia i zachowania pojawiają się u nas podczas doświadczania różnego rodzaju strat, takich jak rozpad związku, diagnoza choroby swojej lub np. u poczętego dziecka, utrata czegoś, co było sensem naszego życia. Dlaczego? Bo w każdej z tych sytuacji tracimy coś bezpowrotnie. Odejście partnera przekreśla nasze marzenia o szczęśliwym życiu we dwoje. Nasza własna choroba zabiera nam zdrowie, sprawność, życiowe plany, ogranicza aktywności, do których byliśmy przyzwyczajeni. Z kolei ciężka choroba dziecka oznacza pożegnanie się z wizją beztroskiego rodzicielstwa oraz z fantazjami i wyobrażeniami o naszej latorośli, które snuliśmy często od wielu lat – że będziemy wspólnie spędzać popołudnia w piaskownicy, że nauczymy ją grać w piłkę, że zostanie wybitnym lekarzem. Przejście przez etapy żałoby w każdej z tych okoliczności jest zupełnie naturalne i pozwala uporać się ze stratą.

Wszystkie etapy żałoby są najzupełniej normalne! Naturalne są także wypełniające je negatywne, nieprzyjemne uczucia. Nie należy mieć poczucia winy z tego powodu, że jest się smutnym i płaczliwym albo że nie ma się siły na wykonywanie codziennych obowiązków.

Od niedowierzania do akceptacji

Istnieje pięć faz przeżywania żałoby: szok i zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresja oraz akceptacja. Jakie przeżycia towarzyszą człowiekowi na każdym etapie w kontekście zdiagnozowania poważnej choroby u siebie lub kogoś bliskiego?

Definicję stadium szoku i zaprzeczania można by zamknąć w słowach: „To nie może być prawda, to pewnie pomyłka”. Osoba na tym etapie nie dowierza temu, co się wydarzyło. Podważa kompetencje lekarza, konsultuje się z innymi specjalistami, powtarza badania, zastanawia się, czy nie doszło do pomyłki. Negacja diagnozy stanowi swego rodzaju mechanizm obronny, który pozwala nam na przyzwyczajenie się do rzeczywistości, która od teraz będzie naszym udziałem, i na zebranie sił do walki z chorobą.

W fazie gniewu przeżywamy złość, frustrację, bunt. Pytamy siebie, dlaczego to spotkało akurat nas, skoro na świecie są gorsi ludzie, którzy w naszym mniemaniu bardziej zasługują na taką „karę”. Trudno jest nam patrzeć na ludzi szczęśliwych, beztroskich, zdrowych. Szukamy winnych naszej straty. Krzyczymy na personel medyczny, jesteśmy niemili dla członków rodziny. Źródłem owej wściekłości jest uświadomienie sobie tego, co nas czeka i jak wiele naszych planów oraz marzeń właśnie zostało zaprzepaszczonych.

Targowanie się oznacza próby „wykupienia się” od tego, co nas spotkało. Obiecujemy sobie, że jeśli wyzdrowiejemy, zmienimy swoje życie na lepsze, pozbędziemy się złych nawyków, będziemy częściej się modlić. Niekiedy negocjujemy z samym Bogiem: „Jeśli Ty, Panie Boże, mnie uzdrowisz, to…”, i tu dodajemy stosowne postanowienia. Jesteśmy gotowi na każde poświęcenie, by tylko nastąpił jakiś przełom.

Etap depresji rozpoczyna się, gdy skonfrontujemy się z naszą stratą. Ten stan często trwa najdłużej i jest wypełniony żalem, smutkiem, pesymistycznymi myślami, brakiem nadziei na przyszłość. Możemy zamknąć się w sobie i nie chcieć żadnych kontaktów towarzyskich. Czujemy psychiczny ból, niemożliwy do ukojenia, płaczemy.

Moment akceptacji pojawia się w chwili, gdy pogodzimy się z tym, co się wydarzyło. W pewien sposób przyzwyczajamy się do choroby i towarzyszących jej ograniczeń. Uczymy się żyć na nowo – znowu zaczynamy korzystać z życia, uśmiechać się, snuć plany na przyszłość. Wiemy, że „będzie dobrze”. Jeśli jednak choroba jest nieuleczalna i prowadzi do śmierci, faza akceptacji będzie oznaczała pogodzenie się z tym, że nic więcej nie można zrobić, i oczekiwanie na śmierć.

fot. depositphotos.com

To normalne!

Każdy z tych etapów u poszczególnych osób może wyglądać nieco inaczej, mieć inny czas trwania i różne natężenie. Niekiedy występują one w nieco innej kolejności. Wszystkie jednak są najzupełniej normalne! Naturalne są także wypełniające je negatywne, nieprzyjemne uczucia. Nie należy mieć poczucia winy z tego powodu, że jest się smutnym i płaczliwym albo że nie ma się siły na wykonywanie codziennych obowiązków.

Ponadto, jeśli to nie my, lecz bliska nam osoba doświadcza żałoby, powinniśmy zaakceptować to, że potrzebuje ona czasu, by wrócić do normalnego funkcjonowania, że może nie mieć ochoty na kontakty towarzyskie lub może być chwiejna emocjonalnie. Pomaga zrozumienie, że jej gniew i agresja nie są skierowane ku rodzinie, ale stanowią wyraz buntu wobec choroby, hospitalizacji, ograniczenia samodzielności. Żałoba po stracie jest procesem. Nie ma innego sposobu na poradzenie sobie z sytuacją straty, jak tylko przeżycie jej.

Tym, co jednak w przeżywaniu żałoby powinno nas martwić, są pojawiające się myśli samobójcze, długotrwałe stany bezsenności czy zaburzeń łaknienia, sięganie po używki. Kiedy zaobserwujemy takie symptomy, konieczna jest wizyta u specjalisty – lekarza lub psychologa. Skutkiem doświadczenia straty mogą być bowiem głęboka depresja lub stany lękowe. W tak trudnej sytuacji choroby o swoją psychikę należy zadbać tak samo jak o zdrowie fizyczne.