On daje, a nie zabiera!

fot. unsplash.com

W lipcu ubiegłego roku zmarł nagle mój mąż, Tadeusz. Śmierć jego była dla mnie zaskoczeniem, niedowierzaniem, szokiem i rozpaczą.

Po ceremonii pogrzebowej odczułam ogromną pustkę. Brakowało mi bardzo męża, z którym mogłam dzielić wszystkie przeżycia. Straciłam męża i przyjaciela. Ciągle nadsłuchiwałam jego kroków na schodach. Straciłam poczucie bezpieczeństwa. Brak kontaktu z mężem starałam się zastąpić kontaktem duchowym poprzez modlitwę. Modlitwa za jego duszę stała się lekarstwem na tęsknotę, na pustkę, jaka po nim została. Ponadto zdałam sobie sprawę jak bardzo potrzebna jest ona zmarłemu mężowi. Jest rzeczą najważniejszą i najcenniejszą, jaką mu mogę teraz ofiarować.

Początkowo modląc się słowami modlitwy Pańskiej, miałam trudności z wypowiedzeniem słów: „Bądź wola Twoja”, ale z czasem przyszło pogodzenie i przeproszenie Boga za bunt. Uwierzyłam, że Bóg niczego ani nikogo nam nie zabiera (nawet męża), żeby nie dać nam czegoś większego i piękniejszego – głębszego zjednoczenia z Nim samym… (…)

Swoje wdowieństwo nauczyłam się przeżywać przez przezwyciężanie postaw negatywnych: litości wobec samej siebie, buntu, rozpaczy, melancholijnego przeżywania przeszłości i ucieczki od świata. Obecnie staram się czynić swoje życie służbą dzieciom, wnukowi i wszystkim, którym mogę być pomocna, choćby w niewielkim zakresie. Można bowiem dawać innym radość i pokój, nawet jeżeli samemu się go nie odczuwa.

Teraz znajduję się na drodze przygotowania formacyjnego do poświęcenia swego wdowieństwa Bogu poprzez konsekrację i błogosławieństwo Kościoła. Serdecznie proszę Boga, aby On, który niezbadanym wyrokiem swej Opatrzności raczył mnie zaliczyć w poczet wdów chrześcijańskich, pozwolił mi godnie trwać na wyznaczonym miejscu i sam odebrał przez to jak największą chwałę. Jezus i Maryja są moją nadzieją i pociechą na tej niełatwej drodze, która doprowadzi mnie w przyszłości do spotkania z mężem w Domu Ojca.

źródło: https://konsekrowane.org

Szukając domu…

Szukając domu…

Nad powołaniem do życia zakonnego zastanawiałam się od czasu szkoły podstawowej. Przyglądałam się wtedy uważnie o dziewięć lat starszej kuzynce. Odwiedzałam ją wraz z jej mamą w różnych placówkach.