O Bogu, który wymarzył człowieka

fot. depositphotos.com

Marzenia zdają się być jedną z bardziej ulotnych rzeczywistości naszego życia. Pragnienie posiadania dziecka, które tak mocno naznaczyło życie Sary, bohaterki Księgi Rodzaju, nie jest jednak sennym majakiem, który zniknął sprzed jej oczu wraz z przekroczeniem przez nią progu jesieni życia. Było w niej tak rzeczywiste jak świat, w którym żyła. Co ciekawe, spełnienie nadeszło, gdy ona sama przestała już powoli wierzyć, że kiedyś będzie to możliwe. Jej przykład uzmysławia nam, że to nie ludzka siła przenosi góry, lecz Bóg, który jest źródłem wszelkich potęg. Przed Nim bowiem na drodze ku marzeniom nie ostoi się żadna trudność: ani starość, ani choroba, ani ludzka niezdolność czy niesprzyjające okoliczności. Bóg jest bowiem najgodniejszym czci marzycielem. W swej miłości zapragnął bowiem stać się Mesjaszem człowieka i nieustannie spełnia to marzenie. Nie szczędząc ofiar, stara się doprowadzić swoje stworzenie do zbawienia.

Ku promieniom marzeń

,,Zawsze byłam przekonana, że moje marzenia uciekają przede mną w tempie, któremu nie jestem w stanie dorównać” – zdradziła mi pani Renata na wstępie naszej rozmowy. Choć niewątpliwie zdana – jak wyznaje – na życie w towarzystwie niezwykle barwnej wyobraźni, żyła naprawdę przeciętnie. Młodość umknęła jej przez palce gdzieś pomiędzy dziecięcymi obowiązkami dziewczynki zaangażowanej w pomoc przy gospodarstwie a zamiłowaniem do czytania książek, doskonalonego w skradzionych ukradkiem chwilach odpoczynku. ,,Zdarzało mi się wymykać z domu pod rozłożysty dąb rosnący nieopodal. Tam czytałam i wyobrażałam sobie, że pracuję jako nauczycielka w miejscowej szkole”. Młodzieńcze miraże – podobne do tych, które wówczas wypełniały głowę pani Renaty – często torują nasze przyszłe drogi życiowe, a jeśli nawet nie wszystkie udaje nam się urzeczywistnić, to z pewnością ze wzruszeniem wspominamy je w momentach kluczowych naszego życia. ,,Starałam się biec za swoimi pragnieniami. Niestety, byłam od nich wtedy wolniejsza”. To prawda, marzenia dość szybko umykają, zmieniają się, jedne tracą na sile, by ustąpić miejsca innym. Lecz czy zawsze są nieosiągalne? Pani Renata jest wspaniałym przykładem kobiety, która mimo iż w młodości nie dogoniła swoich marzeń, nigdy nie straciła ich z oczu. ,,Z powodu braku środków materialnych na moje wykształcenie nie miałam możliwości kontynuowania nauki. Z zamiłowania do książek jednak nie pozwoliłam sobie tak szybko zrezygnować”. Marzenia nie zawsze są więc chwilową fascynacją, lecz bywają często kompasem wskazującym kierunek, ku któremu skłania się nasze serce. Czasami bowiem nie jest nam dane osiągnąć wyśniony cel, ale nieustannie jesteśmy wzywani, by podążać w jego kierunku.

Czasami bowiem nie jest nam dane osiągnąć wyśniony cel, ale nieustannie jesteśmy wzywani, by podążać w jego kierunku.

Niemożliwe?

,,Potem niespodziewanie odkryłam, że zbliżam się do pięćdziesiątki. Za mną szumny ślub, narodziny trójki dzieci i trud związany z ich wychowaniem oraz szara codzienność domowej krzątaniny. Przede mną zaś nadal moje młodzieńcze marzenie czekało lub biegło niespełnione”. Różnorodność i monotonia, które przynoszone są zamiennie przez kolejne dni roku, potrafią na długi czas zagłuszyć w ludzkim sercu tak żywe w młodości porywy. Wówczas chowamy w swoim wnętrzu dawne rojenia i uczymy się kochać to, co dane nam jest przeżywać, w chwilach tęsknot powracając jedynie do tych spowitych mgłami przedawnienia obrazów. Czy naiwnością jest jednak wiara w spełnienie dziecięcych marzeń? Pani Renata odpowiada stanowczo: ,,Zdecydowanie nie. W ogóle nie wiem, czy jest to możliwe. Myślę, że zawsze gdzieś na dnie serca czuje się to ukłucie na myśl o życiu, o którym się śniło”. Nasza bohaterka młodzieńczego zapału nie straciła i, kierując się radami rodziny, rozpoczęła studia psychologiczne na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Czas ten wspomina jako naprawdę owocny. ,,Początki były dość trudne. Myślałam, że nie dam sobie rady – odkrywałam całkowicie obcy dla siebie ląd. Potem jednak przyszła radość i opanowanie”. Pani Renata przełamuje więc stereotyp, w myśl którego niedogonione w  młodości marzenia są już niedostępne w okresie, gdy mniej w nas siły na pościg. Pokazuje, że niektóre nasze pragnienia po to tak szybko wybiegły naprzód, by zaczekać na nas we właściwym miejscu, w którym będziemy wystarczająco dojrzali, by zmierzyć się z ich wymaganiami, tym samym odpowiednio doceniając ich obecność w naszym życiu.

Marzenie o zbawieniu

Czasem można odnieść wrażenie, że współczesny człowiek boi się świata odmienionego spełnieniem pragnień, toteż woli pielęgnować je w myśli, niż przeżywać je całym sobą. ,,Dziś wiem, że to ja uciekałam” – zdradza pani Renata. „Bałam się wreszcie stanowczo powiedzieć sobie, że stać mnie na moje marzenie. Może i bałam się porażki w jego obliczu?” Wydaje się więc trafne spostrzeżenie św. Jana XXIII, że prawdziwe życie to urzeczywistnianie marzeń. Nie sposób bowiem zrozumieć naszej egzystencji bez odwołania się do tego, co motywuje nas do oddychania pełną piersią. Istnieje bowiem pragnienie, które winno naznaczać wybory każdego człowieka, a bez wątpienia dotyka w pewien sposób podwojów jego serca – to marzenie o zbawieniu. Jest ono niezwykłe, bowiem zanurzone w misterium Chrystusa staje się ono marzeniem spełnionym – czekającym jedynie na pełną miłości odpowiedź człowieka.

fot. depositphotos.com

Pierworodny sługą Chrystusa

Pierworodny sługą Chrystusa

Pani Regina jest mamą dwóch synów. W życiu małżeńskim – jak mówi – pewne trudności nie zostały rozwiązane w sposób pomyślny. Na początku wszystko wydawało się idealne, lecz później stało się tak, że mąż potrzebował innej osoby i postanowił wyprowadzić się z domu.