fot. depositphotos.com

Każdy człowiek pragnie miłości, szuka jej i za nią tęskni od pierwszych chwil swego istnienia. Ksiądz Bosko mówił: „Szczęście dziecka polega na świadomości tego, że jest kochane. Wdzięczność u dzieci jest zapowiedzią szczęśliwej przyszłości”. Współczesna medycyna potwierdza słowa tego wielkiego świętego, zalecając i propagując już od pierwszych chwil życia dziecka tak zwane kangurowanie, czyli kontakt „skóra do skóry” dziecka i matki.

Szczęście dziecka

Noworodek po urodzeniu, jeśli tylko jego stan na to pozwala, powinien być oddany w ręce matki i spędzić z nią pierwsze chwile swojego życia pozałonowego. Dziecko leżąc na matce, może słyszeć bicie jej serca, tak jak słyszało to w życiu płodowym, poznać zapach, po którym również później ją poznaje. Badania naukowe udowodniły, że dzieci poddawane kangurowaniu lepiej się rozwijają i mają mnie zaburzeń w kontaktach społecznych w przyszłości. Dotyk matki i jej obecność wpływa korzystnie również na rozwój wcześniaków, a także wykazuje pozytywny efekt w terapii dzieci z autyzmem.

Głodni miłości

„Tam, gdzie nie ma miłości, wprowadźcie miłość, a stanie się miłość” (św. Jan od Krzyża).

Nie tylko dzieci pragną i potrzebują miłości, każdy z nas jej potrzebuje. Jak bardzo ważna jest świadomość bycia kochanym, można zauważyć na oddziałach szpitalnych, kiedy to pacjenci, którymi rodzina się interesuje, odwiedza ich, dba o nich, współpracuje z lekarzami i pielęgniarkami mają motywację, aby wrócić do zdrowia, kontynuować leczenie czy nierzadko poddawać się bolesnym zabiegom, które przywrócą ich do zdrowia i pozwolą wrócić do domu. Pacjenci, którzy są samotni lub skłóceni z rodziną, często nie chcą się leczyć, ich zdrowie, a zarazem życie jest im obojętne. Przypominam sobie historię sprzed 10 lat, kiedy to na SOR trafił mężczyzna w podeszłym wieku. Wstępne badania diagnostyczne nie wykazały nic niepokojącego w jego stanie zdrowia. Skierowano go jednak na konsultację laryngologiczną, po której zalecono natychmiastowe przyjęcie na oddział z podejrzeniem guza. Mężczyzna dowiedziawszy się o podejrzeniu choroby, nie chciał się zgodzić na hospitalizację, ponieważ następnego dnia miał otrzymać rentę. Zapytany przeze mnie, czy nie ma rodziny, powiedział, że ma syna, z którym jest skłócony od lat. Po dłuższej rozmowie pacjent zgodził się na hospitalizację i poinformowanie syna o swoim stanie zdrowia. Widzimy tutaj, jak wielkie pragnienie miłości było w tym człowieku, a jednocześnie jak „miłość przekracza ból i wybacza winy” (św. Piotr Chryzolog).

Prawdziwa bieda i samotność

Wielu pacjentów cierpi tylko dlatego, że nie czują się kochani, a przez to są samotni, przygnębieni, opuszczeni, pozbawieni chęci do życia. Warto jednak przypomnieć sobie i uświadomić na nowo, że wszyscy, niezależnie do tego, w jakim stanie zdrowia jesteśmy, w jakiej rodzinie żyjemy i po której stronie łóżka szpitalnego się znajdujemy, jesteśmy kochani przez Boga. Ta świadomość powinna nam dawać, pomimo cierpieć i utrapień życia, radość wewnętrzną. Święty Proboszcz z Ars mówił: „Kiedy nie mamy miłości Boga, czujemy się naprawdę ubodzy: jesteśmy jak drzewa bez kwiatów i owoców; w duszy zjednoczonej z Bogiem zawsze panuje wiosna”. Idąc za jego słowami, chciejmy jednoczyć się z Bogiem, łączyć nasze cierpienia z Jego cierpieniami, nasze pragnienie bycia kochanym z Jego pragnieniem kochania i zbawienia nas. Przyjmujmy Jego miłość, gdyż jest to najlepszy sposób odpowiedzi duszy na miłość Boga. Sami z siebie nic nie możemy Mu dać. Nawet kochać Go nie potrafimy. Jednak jak małe dzieci chciejmy i pozwólmy Bogu na „kangurowanie” nas, a sobie na nieustanne przytulanie się do Niego, gdyż często bywa tak, że najbardziej samotnym w szpitalu czy naszym domu jest Bóg, bo my jesteśmy zajęci użalaniem się nad sobą, a nie patrzymy na Niego i na to, co On pragnie czynić w nas i przez nas.

Chwila obecna jest nasza

„O, gdyby dusza cierpiąca wiedziała, jak ją Bóg miłuje, to skonałaby z radości i nadmiaru szczęścia; poznamy kiedyś, czym jest cierpienie, ale już będziemy w niemożności cierpienia. Chwila obecna jest nasza” (Dz. 963). Piszę słowami świętych, gdyż święci się obrazem Boga w świecie, a ich słowa i spojrzenie jest spojrzeniem Boga i to oni uczą nas, jak żyć i jak przeżywać każdą chwilę naszego życia – tak radosną, jak i smutną. „Chwila obecna jest nasza” – pisała św. Faustyna. Chciejmy zatem tak żyć, aby każda chwila była nasza – moja i Boga oraz moja w zjednoczeniu z Bogiem, abyśmy kiedyś nie powiedzieli na sądzie ostatecznym za św. Augustynem: „Zbyt późno Cię pokochałem, zbyt późno Cię poznałem. Piękno dawne i zawsze nowe! Zbyt późno Cię pokochałem! Byłeś we mnie, a ja szukałem Cię poza sobą; z daleka od Ciebie trzymały mnie rzeczy ziemskie, które bez Ciebie nie mogą istnieć”.

fot. depositphotos.com

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Słońce – co za dużo, to niezdrowo

Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do słońca i oczywistym jest dla nas to, że ono istnieje. Lubimy korzystać z kąpieli słonecznych, zachwycamy się piękną opalenizną ludzkiego ciała. W mediach możemy usłyszeć zarówno o korzystnym działaniu promieni słonecznych, jak i o ich szkodliwości dla zdrowia, a co za tym idzie – życia ludzkiego.