fot. depositphotos.com

„Jeżeli na paczkach ze szkłem pisze się: «Uwaga! Szkło» – powiedziała kiedyś poetka, autorka tekstów i piosenek, Agnieszka Osiecka – to czemuż na paczce, w której mieści się nasze serce, nie miałoby być napisu: «Uwaga! Drugi człowiek»?”. Przecież ludzkie serce wymaga o wiele większego pietyzmu niż najdelikatniejszy nawet gatunek szkła. A traktujemy je niejednokrotnie niczym kawałek granitu lub kwarcu, skał tak twardych, że wręcz niemożliwych do zniszczenia.

Serca jednak kruszeją, z czasem stają się coraz bardziej wątłe, pojawia się na nich coraz więcej ran, które nie pozwalają bezwarunkowo kochać. Tracą one swoje pierwotne ciepło, aż w końcu całkiem stygną, stając się podobne do kawałków lodu, których nikt i nic nie wzrusza, nawet inne serca, zapakowane w kartony opatrzone napisami: „Drugi człowiek”.

By ktoś mnie tak pokochał

„Kiedy stałam na ślubnym kobiercu – wyznaje pani Małgorzata – nie myślałam o tym, że słowa przysięgi, które wypowiadał wówczas mój mąż, okażą się później nieprawdą, ani też nie spodziewałam się, że moje ślubowanie wierności aż do śmierci będzie po jego zdradzie tak bardzo trudne”. Lata ich narzeczeństwa nie zwiastowały bowiem ani wiszącej już nad ich głowami niezgody, ani tym bardziej zbliżającego się wielkimi krokami wypalenia miłości. Wspaniale się rozumieli oraz – jak wspominają – „szaleli za sobą”. „Uwielbialiśmy spędzać wspólnie czas” – wspomina pan Rafał. „Nawet po ślubie, gdy pojawiły się dzieci, staraliśmy się jak najwięcej czasu poświęcać sobie, by żadne z nas nie czuło się w tym małżeństwie samotne”. Zdawać by się mogło, że z roku na rok ich miłość rozwijała się, ożywiała cały ich dom, czyniła go pełnym wzajemnie okazywanej sobie życzliwości i zaufania. „Pamiętam – wspomina moja rozmówczyni – jak nasza 12-letnia córka powiedziała do mnie jednego wieczoru: «Chciałabym, mamo, żeby ktoś pokochał mnie kiedyś, tak jak tata kocha ciebie». I rzeczywiście, wówczas sama sobie zazdrościłam wspaniałego i wrażliwego męża, cudownych i zdrowych dzieci, pięknego, choć skromnego domu i pewności, że odnalazłam swoje szczęście”. Dopiero po latach fundamenty całego ich świata poruszyła ogromna tragedia, przez długi czas nie pozwalając im odbudować utraconego szczęścia.

Poniesiony ogromną samotnością

„Nasz świat runął wiosną 2002 roku” – wspomina pani Małgorzata. „To wtedy otrzymaliśmy informację, że Maja, nasza córka, jest ciężko chora, a jej leczenie bardzo kosztowne”. Mąż pani Małgorzaty, pan Rafał, szybko zdecydował się wyjechać za granicę, aby pracując tam jako pracownik fizyczny, zarobić na leczenie córki. Natomiast pani Małgorzata oddała się bez reszty opiece nad chorą córką. „Nasz świat – wspominają – momentalnie zaczął kręcić się wyłącznie wokół Mai, zaczęliśmy zaniedbywać dwoje pozostałych dzieci oraz samych siebie”. Pan Rafał w domu bywał coraz rzadziej i coraz krócej. Pani Gosia natomiast każdą wolną chwilę spędzała wraz z córką w szpitalu. „Bywały tygodnie – opowiada – podczas których nie opuszczałam szpitala, drzemiąc jedynie na krześle przy łóżku córki”. Szybko odbiło się to na jej zdrowiu psychicznym, ale nie tylko. „Ala i Piotrek zaczęli mieć coraz większe problemy z nauką, a Rafał całkiem przestał już wracać do domu” – wspomina Małgorzata. Na domiar złego, w tej trudnej sytuacji rodzinnej znalazło się, niestety, miejsce na zdradę. „Pozwoliłem się ponieść ogromnej samotności” – wyznaje dzisiaj pan Rafał. „Nie potrafiłem właściwie poradzić sobie z tymi wszystkimi złymi emocjami, które pojawiły się we mnie na skutek problemów rodzinnych. Przez to zraniłem dwie kobiety”. Romans nie trwał na szczęście długo. Jednak dopiero po jego zakończeniu prawda o nim wyszła na jaw i wówczas wstrząsnęła i tak już doświadczoną wcześniej przez los rodziną.

Na krawędzi rozwodu

„Całe życie myślałam – tłumaczy Małgosia – że zdrady nie wybaczę. No i proszę – dodaje – wybaczyłam”. Nie było to jednak tak proste, jak się zdaje. Gdy bowiem dowiedziała się o zakończonym niedawno romansie swego męża, była zdruzgotana. Jeszcze mocniej oddała się opiece nad dziećmi, próbując całkiem zapomnieć o bólu i rodzącej się w sercu nienawiści. „Nie byłam wówczas jakoś specjalnie blisko Boga. Chodziłam do kościoła według tradycji odziedziczonej po rodzicach, nie była to jednak pobożność rodząca żywą wiarę. Jednak złożone u stóp ołtarza – przed laty – ślubowanie wierności miało wciąż dla mnie ogromne znaczenie. Nie pozwoliło mi ono wówczas poddać się i zgodzić na rozwód”.

fot. depositphotos.com

Pani Małgorzata postanowiła zawalczyć o swoje małżeństwo. Pomógł jej w tym jeden z kapłanów posługujących w pobliskim miasteczku. Podjął się on prowadzenia duchowego zarówno jej, jak również jej męża. Organizował dla nich spotkania i wyjeżdżał z nimi na rekolekcje przeznaczone dla małżeństw w kryzysie, rozmawiał z nimi, towarzyszył. „Stojących na krawędzi rozwodu skierował nas na nowo ku źródłu miłości, jakim jest Bóg” – relacjonuje dzisiaj małżeństwo. „Zadbał o to, byśmy zarówno ja – dodaje Rafał – jak również Małgosia, razem zbliżyli się do Bożego Serca. Tą drogą dopiero przyprowadził nas na nowo do siebie”. Bez wątpienia nie była to droga prosta ani krótka. Była ona ciągłym odbudowywaniem zniszczonego wcześniej zaufania wśród wciąż i wciąż rodzących się wątpliwości, podejrzeń i zazdrości. „Dopiero gdy w modlitwie zaczęłam szukać spokoju – wyznaje pani Małgorzata – odkryłam, że nie ma już we mnie nienawiści związanej ze zdradą. Wolna od niej teraz na nowo uczę się kochać swojego męża”. Podczas poszukiwania utraconej miłości małżeńskiej Małgosia i Rafał odnaleźli nieodpakowany jeszcze prezent ślubny – zawsze wierną miłość Boga.

Pierworodny sługą Chrystusa

Pierworodny sługą Chrystusa

Pani Regina jest mamą dwóch synów. W życiu małżeńskim – jak mówi – pewne trudności nie zostały rozwiązane w sposób pomyślny. Na początku wszystko wydawało się idealne, lecz później stało się tak, że mąż potrzebował innej osoby i postanowił wyprowadzić się z domu.