fot. cathopic.com

„Bez pokory wszystko jest próżnością i urojeniem” – napisała w swoim rozważaniu nasza czytelniczka, pani Sabina Nachacz, dodając – jakby gwoli wyjaśnienia – że potrzeba niemałej odwagi, by w pokorze wytrwać. Bowiem nie sposób jej sobie wyobrazić bez nieustannego stawania w prawdzie wobec Boga, wobec innych oraz wobec siebie – bez masek, upiększeń i pobłażliwości. 

Trzeba być przecież odważnym, by przyjąć prawdę o sobie, która niejednokrotnie zawstydza, stawia w niekorzystnym świetle, czyni skrępowanym, ale wbrew pozorom nie pragnie naszego upodlenia, lecz uświęcenia, „aby Jezus był uwielbiony w nas i w naszym życiu”. Toteż z tego powodu pani Sabina każdego roku w czasie Adwentu rozmyśla nad fenomenem uniżenia w świetle słowa Bożego, nazywając te ćwiczenia duchowe „szkołą pokory”. Zechciejmy więc wczytać się w kilka myśli zapisanych przez nią w tym czasie.

Pokora bramą królestwa

„Pokora to prawda, a Prawda to Chrystus (por. J 14,6). Zatem, aby wejść do królestwa Bożego i osiągnąć je na wieki, trzeba żyć w Prawdzie, to znaczy w Chrystusie” – oto jedna z pierwszych refleksji, które zrodziły się w sercu pani Sabiny pierwszego dnia Adwentu. Chrystus staje się w niej punktem rozpoczynającym tę wymagającą drogę poszukiwania na nowo prawdy o sobie. Dlaczego właśnie On? Ponieważ – jak wyznaje autorka – „On troszczy się o mnie i zabezpiecza wszystko, co jest mi potrzebne na drodze do świętości”. Pozwala cierpliwie znosić ból ogołacania samego siebie z fałszywej próżności i sprawia, że nawet upokorzenie nabiera sensu. „Zjednoczenie bowiem z upokorzonym podczas krzyżowej męki Zbawicielem przemienia wszystko”. Zwykły chleb czyni ciałem Odkupiciela, wino – Jego czcigodną krwią, a ludzką słabość zmienia w siłę, zgodnie ze słowami Apostoła Narodów, że „moc (…) w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). Stąd też droga chrześcijańskiej doskonałości nie jest kroczeniem przez życie w poczuciu winy, lecz podejmowaniem nieustannej walki o to, by każdego dnia coraz bardziej upodabniać się do Jezusa Chrystusa.

Droga chrześcijańskiej doskonałości nie jest kroczeniem przez życie w poczuciu winy, lecz podejmowaniem nieustannej walki o to, by każdego dnia coraz bardziej upodabniać się do Jezusa Chrystusa.

Z prochu jesteś stworzony

„Człowiek jest niezmiernie kruchym stworzeniem – dziś jest, jutro go nie ma…”. To doświadczenie tak dobrze znamy i coraz lepiej je rozumiemy, z roku na rok częściej i częściej żegnając tych, którzy odeszli, a całkiem niedawno byli jeszcze na wyciągnięcie naszych rąk. Tak niewiele mamy czasu, by uświadomić sobie, że „każde dobro w nas to dar Boga. Jesteśmy przecież stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, i nic tego nie zmieni, pomimo że czasem sprawiamy, iż mocno się to w nas zaciera”. On – bezsprzecznie – jest źródłem naszego życia doczesnego i wiecznego, więc nawet gdyby „człowiek nic dobrego w sobie nie widział, to jednak dobro w sobie ma”, bo mieszka w nim Duch Boży (por. 1 Kor 3,16). W „szkole pokory” tak ważne jest, by zdać sobie sprawę z tego, że doskonałość jest własnością Boga, nie człowieka. Każdy więc z tego tytułu popełnia grzechy. Jeśli twierdzilibyśmy inaczej – dodaje pani Sabina – „znaczyłoby to, że jesteśmy zaślepieni pychą i grzechów swych po prostu nie widzimy”, co podkreślał także św. Jan Ewangelista w słowach: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1,8). Bóg zaś nie zostawia nas samych z naszą grzesznością. „Obmywa nas bowiem swoją krwią w sakramencie pokuty i pojednania, uzdrawiając nasze dusze i uzdalniając je do wzrastania w miłości” do Boga, ludzi i samego siebie.

Sercem pokory miłość Boga

„Kto jest moim Bogiem?” – pyta dociekliwie pani Sabina w przeddzień Wigilii świąt Bożego Narodzenia, dodając po chwili do jakby w duszy danej odpowiedzi: „Czy jednak? I czy zawsze?”. Tak często pozwalamy się bowiem uwieść codziennym sprawom, przyznając pierwszeństwo przed Bogiem ludziom, zabiegając bardziej o ich względy niż o miłość Boga, dając się owładnąć ambicjom i własnym pragnieniom, zamiast poświęcić swe życie na rozeznawanie Jego woli. Bowiem „jeśli Pan Bóg rzeczywiście króluje w sercu człowieka – konkluduje autorka – pyta jego dusza, miłująca i miłowana, pełna zdumienia i drżącej radości, wypełniającej serce: «czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym syn człowieczy, że się nim zajmujesz?» (Ps 8,5)”.

fot. cathopic.com

 Czym jest każdy człowiek – każdy syn człowieczy. Droga pokory wiedzie bowiem do spotkania – przede wszystkim z Bogiem, ale także z drugim człowiekiem. „Stojąc zatem wobec mojego bliźniego, stoję przed Bogiem w nim ukrytym, może właśnie cierpiącym lub ukrzyżowanym”, który potrzebuje mojej przepełnionej pokorną miłością pomocy. Stąd nie można nam zapomnieć, że „Pan Jezus obok przykazania miłości Boga całym sercem, umysłem i duszą postawił wymaganie miłości bliźniego”. Ona staje się papierkiem lakmusowym naszej miłości do Boga. Im bardziej potrafimy się uniżyć w obliczu zadanego naszej miłości człowieka, tym głębsze nasze umiłowanie Boga. On bowiem sprawia, że jesteśmy zdolni do prawdziwej wzajemnej miłości. A w prostej umiejętności przebaczania urazów okazujemy najwyraźniej, jak prawdziwie jesteśmy pokorni, a jako owoc pragnienia tej pokory dojrzewa w nas ofiarność w radosnej służbie każdemu człowiekowi.

Pierworodny sługą Chrystusa

Pierworodny sługą Chrystusa

Pani Regina jest mamą dwóch synów. W życiu małżeńskim – jak mówi – pewne trudności nie zostały rozwiązane w sposób pomyślny. Na początku wszystko wydawało się idealne, lecz później stało się tak, że mąż potrzebował innej osoby i postanowił wyprowadzić się z domu.