Otrzymaliśmy pocieszenie…

fot. depositphotos.com

Bez wsparcia trudno jest przejść przez okres żałoby po stracie najbliższej osoby – męża lub żony. Świadectwa członków Wspólnoty Wdów i Wdowców „Pocieszenie”, działającej w Amerykańskiej Częstochowie w Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych Ameryki, pokazują, że braterskie zrozumienie ze strony drugiego człowieka połączone z Bożą mocą mogą przywrócić uśmiech na twarzy i poczucie sensu życia w sercu.

Od czterech lat jestem wdową. Mój mąż przegrał z rakiem po ośmiomiesięcznej walce. Z o. Bartłomiejem, założycielem wspólnoty „Pocieszenie”, znamy się blisko 20 lat. Po śmierci mojego męża zadzwonił do mnie, aby złożyć kondolencje, i powiedział, że widzi potrzebę powołania wspólnoty wdów i wdowców. Bardzo spodobała mi się ta idea, gdyż sama cierpiałam po stracie męża, nie było mi łatwo, zostałam sama z trójką dorastających dzieci. Wszystko rozpoczęło się trzydniowymi rekolekcjami, na które przybyło ponad 15 osób, a od czterech lat wspólnota ciągle się powiększa. Co roku odbywamy trzydniowe rekolekcje, raz w miesiącu spotykamy się wspólnie w sanktuarium, aby przeżywać trzydniowe dni skupienia, ponadto raz w tygodniu dzięki Internetowi łączymy się na modlitwie, wspólnie odmawiamy różaniec, zawsze mamy czas na „pogaduszki” czy omówienie spraw organizacyjnych. Bardzo wyczekuję naszych wspólnych spotkań, bo wiem, że osoby we wspólnocie borykają się z podobnymi problemami, odczuwają smutek, żal i bezradność. Wspieramy się i cały świat staje się lepszy i piękniejszy.

Katarzyna, Delaware (USA)

Jestem wdowcem od sześciu lat, ojcem trojga dorosłych dzieci. Po ciężkiej chorobie żony i po jej śmierci przeżywałem ciężki okres w swoim życiu. Był to czas osamotnienia i poszukiwania sensu życia. W tym doświadczeniu zawsze uciekałem się do Bożej opatrzności. Wierzyłem, że Pan nie zostawi mnie samego. Wtedy zjawił się o. Bartłomiej i zaprosił mnie do wspólnoty „Pocieszenie”. Od trzech lat uczestniczę w spotkaniach. Raz w tygodniu łączę się z członkami wspólnoty przez Internet, a raz w miesiącu przyjeżdżam do naszej Amerykańskiej Częstochowy, by spędzić we wspólnocie czas na modlitwie, wspólnej agapie i zaangażowaniu w prace przy sanktuarium.

Mirosław, Nowy Jork (USA)

Szukając domu…

Szukając domu…

Nad powołaniem do życia zakonnego zastanawiałam się od czasu szkoły podstawowej. Przyglądałam się wtedy uważnie o dziewięć lat starszej kuzynce. Odwiedzałam ją wraz z jej mamą w różnych placówkach.