fot. Archiwum

Największą super mocą Boga, w moim rozumieniu, wcale nie jest zdolność uzdrawiania, także i dzisiaj, ani moc sprawcza czynienia cudów. Jego super mocą jest miłość. I to wcale nie za coś, ale pomimo braku tego czegoś.

Warto czytać Biblię, ale nie po to, by móc w walce na wersety odnieść sukces i udowodnić innym, że nie znając Pisma, nie znają też Boga. Po słowo Boże warto sięgać, by obraz Boga, który mamy, był coraz bardziej autentyczny – biblijny, czyli taki, jaki Bóg chciał nam przedstawić.

Jaki On jest?

Wróciłem ponad rok temu do Polski, ostatnich kilka lat przeżyłem w sercańskiej wspólnocie międzynarodowej w Rzymie. Nie trudno sobie wyobrazić, że sercańskie wielokulturowe środowisko, pomimo życia tym samym charyzmatem, jest bardzo różnorodne, bogate w pojmowaniu Boga. Klimat, w którym rodzimy się i stawiamy pierwsze kroki, mocno wgryza się w nasze rozumienie prostego zdania: „Bóg jest jak ojciec, Bóg jest miłością”. Konia z rzędem temu, który zrozumie, czym jest miłość. To raczej miłość pomaga nam zrozumieć inne rzeczy. Wróciłem do Polski mocno zdziwiony, jak bardzo żyjemy w Kościele w Polsce resentymentami i obrazami Boga, którego największą mocą jest wprowadzenie sprawiedliwości, a najlepiej pogonienie tych, którzy w rytmie przykazań nie tańczą, a chodzą swoimi, często grzesznymi drogami. Mnie jednak Bóg w chrześcijaństwie ukazuje się jako ten, który kocha, a nie jako ten, który zemści się, teraz niepowodzeniem, a kiedyś wysłaniem do piekła tych, którzy nie wypełniają Jego bądź kościelnych nakazów.

Bóg staje się adwokatem… kogo? Swoich oprawców!

Pod krzyż marsz

Ale idźmy do Biblii, a dokładnie na Golgotę, do jednej z najmocniejszych scen: śmierci Jezusa. Kto z nas nie zadawał sobie pytania o tak tragiczną śmierć Jezusa: czy nie dało się inaczej zbawić świata? Może bardziej bezkrwawo? Jak ma się to do Boga Ojca, który deklaruje miłość bez limitu do nas, a co dopiero do swojego Syna? Ale właśnie tamta sytuacja pod krzyżem jest pełna gestów miłości. Ja odkrywam w niej przynajmniej 3 szczególne momenty.

Dobry Łotr, który w momencie własnej śmierci nie traci głowy i któremu nie puszczają nerwy, lecz rozpoznaje w Jezusie kogoś całkiem innego niż złorzeczący tłum: widzi w Jezusie deskę ostatniego ratunku dla siebie: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23,42). Ten zaś obiecuje mu natychmiastowe zbawienie: na „dziś”. Kimże jest Jezus, skoro w tak kluczowym momencie zajmuje się przebaczaniem i niwelowaniem słusznej kary! Jak bardzo musi kochać, aby w takim momencie dbać o to, by nic nie zginęło, żaden przebłysk chęci zbawienia.

A co z tymi, którzy są wykonawcami wyroku, tymi, którzy do tej sytuacji bezpośrednio doprowadzili? Zdumiewa mnie Jezusowa modlitwa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Przecież to przeczy najbardziej podstawowemu prawu, że nieznajomością prawa nie można się tłumaczyć. Toż to fundament prawa rzymskiego! Oto Bóg staje się adwokatem… kogo? Swoich oprawców! Jak szeroko trzeba mieć otwarte serce, żeby usprawiedliwiać także i tych, którzy nawet nie żałują, aby troszczyć się o ich najważniejszą przyszłość, czyli o zbawienie!

fot. Archiwum

I wreszcie trzeci moment: ten najbardziej czuły i bliski, czyli scena z Janem i Maryją. Nieżyjący już Jan Kaczkowski, ksiądz z chorobą nowotworową, pisał, że nie da się umrzeć nieskutecznie, ale skutecznie można zepsuć wszystko, co przy okazji śmierci się dzieje. Można przecież pokłócić się o miejsce pochówku, prawo do spadku, a przede wszystkim o to, jak żyć po czyimś odejściu. Patrząc na scenę pod krzyżem i słysząc Jezusowe słowa: „Matko, oto syn twój. Synu, oto matka twoja” (por. J 19,26-27), widzę, jak Bóg zatroszczył się o każdy ważny szczegół. Jak bardzo musi kochać ten, który w momencie swojej śmierci myśli o tych, co pozostają. Bogu nie jest obce to, jak będziemy sobie radzili bez Jego fizycznej obecności!

Zero zemsty, czysta miłość

Jak bardzo ta scena z Kalwarii jest nasycona nie agresją, żalem i przekleństwami, które i tak bylibyśmy w stanie sobie wyobrazić i usprawiedliwić jako zasadne w takiej dramatycznej sytuacji. Scena na Kalwarii bardziej niż krwią ocieka miłością. Tak kocha Bóg. Kocha i już!