Chrystus spotyka się z chorymi przez świeckich

fot. depositphotos.com

Bycie nadzwyczajnym szafarzem Eucharystii to dla mnie szczególne wyróżnienie. Staję się przedłużeniem rąk kapłańskich. Przychodząc do podopiecznych, niosę im Dobrą Nowinę, zawiązują się więzy, wspólne spotkania nabierają niezwykłego charakteru. Bardzo radosne są momenty, w których osoby potrzebujące szczerze oczekują na przyjście Pana Jezusa. Często widać ich trud w przyjęciu godnej postawy, zaangażowanie, wiarę, doświadcza się sacrum. 

Pamiętając o obietnicy danej nam w Ewangelii przez Chrystusa, że „kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, ma życie wieczne”, po śmierci tych osób jestem spokojny o ich zbawienie. Wzruszające były dla mnie wizyty u jednej z kobiet, która była w ciąży, a z racji komplikacji zdrowotnych nie mogła uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Uświadomiłem sobie wówczas, że Pan Jezus chce dotrzeć również do tego dzieciątka będącego w łonie swojej mamy.

Bardzo osobiście przeżywam te momenty, w których stan chorego się pogorszył lub poprawił. Czasem zdarza się, że trafił on do szpitala albo po prostu odszedł do Pana. Wizyta z Najświętszym Sakramentem w domu chorego to często wspaniałe świadectwo wiary. Członkowie rodziny wraz z chorym uczestniczą w obrzędzie przyjęcia Komunii Świętej, wspólnie się modlą i czuwają przy jego łóżku. Ciało Pana Jezusa otrzymuje oczywiście tylko osoba chora. 

W naszej posłudze zdarzają się przypadki, w których rodziny chorych niechętnie zapraszają szafarza z Komunią Świętą. Jest to często związane z trudem posprzątania mieszkania chorego, przygotowania go na spotkanie. Niestety pomimo częstych zachęt księży niewiele rodzin decyduje się na zaproszenie szafarza. Bywa także, że chorzy nie odczuwają potrzeby częstszego przystępowania do Komunii Świętej. Jedynie w okresie Świąt proszą szafarzy, aby przyszli do nich z Panem Jezusem, gdyż księża w tych okresach mają mniej czasu. 

Z drugiej strony wiele rodzin nie zdaje sobie sprawy z głodu eucharystycznego u chorych. Komunia Święta kojarzy się niektórym tylko z Mszą Świętą. Jeżeli rodzina nie przeżywa duchowo Eucharystii, może odczuwać mniejszą potrzebę przystępowania do Komunii Świętej, a tym samym jej członkowie nie widzą konieczności częstego przyjmowania Eucharystii przez swoich bliskich. Dzięki posłudze szafarzy zjednoczenie chorych z Chrystusem w Komunii Świętej jest możliwe o wiele częściej.  

Członkowie rodziny wraz z chorym uczestniczą w obrzędzie przyjęcia Komunii Świętej, wspólnie się modlą i czuwają przy jego łóżku.

Jesteśmy osobami świeckimi, zwykłymi parafianami, którzy pośredniczą w rozdzielaniu Eucharystii. Nasza posługa różni się w zależności od parafii i jej potrzeb. Niekiedy budzi to wątpliwości wiernych, czy na pewno godzi się, aby osoba świecka nosiła i udzielała Pana Jezusa potrzebującym. Historia Kościoła potwierdza taką praktykę, bowiem we wczesnym chrześcijaństwie (od II wieku) wierni po celebracji Eucharystii często zabierali ją ze sobą do domu dla chorych, np. aby w razie zagrażającego męczeństwa móc ją przyjąć bądź po prostu rozpocząć dzień, gdy nie celebrowano Eucharystii.  

Osobom, które otrzymały propozycję zostania szafarzem, chciałbym powiedzieć, aby nie bały się podjąć tej posługi. Obcowanie z Najświętszym Sakramentem, pomoc bliźniemu, doświadczenie wspólnoty z innymi szafarzami przez np. coroczne rekolekcje dostarczają człowiekowi wiele dobra. Jest to konkretne zaangażowanie na rzecz wspólnoty parafialnej, co z kolei pomaga przeżywać nam głębiej naszą przynależność do Kościoła.

Na koniec pragnę zwrócić się z apelem do ludzi dobrej woli, aby jeżeli tylko mogą, umożliwili osobom chorym jak najczęstsze przyjmowanie Chrystusa w Komunii Świętej. W naszej posłudze nie zrażamy się otoczeniem, trudnościami wynikającymi z choroby, ale w centrum stawiamy człowieka i jego spotkanie z Jezusem. 

W szponach nałogu

W szponach nałogu

Mam na imię Wiesław i jestem narkomanem. Cały czas mówię, że nim jestem, bo narkomanem zostaje się do końca życia. Od 20 lat jestem czysty. Byłem uzależniony przede wszystkim od heroiny, ale każdy narkotyk wydawał się dla mnie dobry, o ile tylko dawał kopa.

Szukając domu…

Szukając domu…

Nad powołaniem do życia zakonnego zastanawiałam się od czasu szkoły podstawowej. Przyglądałam się wtedy uważnie o dziewięć lat starszej kuzynce. Odwiedzałam ją wraz z jej mamą w różnych placówkach.