
Obdarzał mnie wciąż miłością,
Kochał, oblicze pogodne miał,
A każdy dzień był Jemu radością.
Ja właśnie o takich dniach śnię,
Które są wypełnione dobrocią Twą.
Patrzę na już pożółkłą fotografię,
Wspominam Boską twarz, Jezu, i chwile,
Kiedy darzyłem Ciebie autorytetem.
Jednak zrozumieć dziś nie potrafię,
Że los nie żałował mi trosk, zwątpiłem,
A serce z rozpaczy stopniało jak wosk.
Postanowiłem odejść, nie smucić Cię,
By innego miejsca na ziemi poszukać.
Wiem! Zgubiłem się w świecie
I wiele smutku doznałem tam,
Jak syn marnotrawny – powiecie…
Powracam! Nie będę więc sam.
Kiedyś, u schyłku moich dni,
Gdy przyjdzie mi stanąć przed Panem,
W zaułku serca żal wzniecę i się skruszę,
By Bóg grzechy wybaczył mi,
Darując największy skarb – czystą duszę.
Matko
Matko
smutnego oblicza,
zatroskana
o swoje dzieci.
Ta gwiazda nie przygasła…
Ta gwiazda nie przygasła, choć oczy ściemniały
i częściej się potykasz w wędrówce dość długiej
ku Betlejem, ku Matce przy Dzieciątku małym,
gdzie nadzieja wśród kolęd przepływa jak strumień.
Noe – nagi i upojony
Burzliwe były początki biblijnego świata. Oto człowiek, który miał się stać zwieńczeniem dzieła stworzenia, okazał się przyczyną zepsucia idealnego świata stworzonego przez Boga: grzech Adama i Ewy, bratobójstwo dokonane przez Kaina na Ablu. Jednak i z tym uporał się Stwórca.